Witajcie po świętach;)
Były i się zbyły, im człowiek starszy, tym szybciej to jakoś mija, bez emocji, no chyba, że przy stole albo dzięki takiej jednej małej;p
A jak tam Wasze bębenki? Mój umiera, choć nie z przejedzenia...to się chyba nazywa starość nie radość;p
Nic to...na bolączki najlepszy..krokiet!
Chyba już słynę z ich przygotowywania, cieszę się, że wszystkim smakują, że lubią i czekają na nie co roku.
Tym razem oprócz tych tradycyjnych, z mięsem, pieczarkami i kapustą, przygotowałam kilka z pęczakiem i boczkiem. Wyszły pyszne, słodycz miodu i ostrość płatków chilli, w połączeniu z kaszą i boczkiem, to nie lada gratka dla fanów krokietów. No i coś innego.
Co prawda święta już minęły, a ja mam dla Was jeszcze małego bonusa poza nagrodami, które możecie wygrać w konkursie - czekam jeszcze na zgłoszenia, śpieszcie się;)
Jako, że wygraną są produkty z
Hurtowni- Oliwy.pl, dodatkowo możecie załapać się vouchera,
z którym macie 25% zniżki, powołując się na kod "OlalallOla" podczas zakupów, wystarczy się zarejestrować na stronie - choć nie jest to warunek konieczny ;)
Oczywiście promocje nie łączą się, ale to pewnie wiecie.
W razie pytań, piszcie, chętnie podpowiem co i jak;)
Zachęcam do zakupu, mnie kilka rzeczy powoli się kończy, na pewno skorzystam.
Wracając do krokietów, jako, że mam okazję próbować oleje, oliwy, postanowiłam przesmażyć moje krokiety na oleju Basso z ryżu. Czytając o nim, wiedziałam, że nie pryska, nie dymi, że np mięso nie chłonie tłuszczu...Mówię sobie, ciekawe;p
No i naprawdę nie pryska, nie dymi, i faktycznie krokiety nie chłonęły oleju.
Najważniejsze, że nie dodaje smaku, jest neutralny, dzięki czemu moje krokiety nie dostały nowego aromatu. Wracam po niego na bank.
Przepis oczywiście podam poniżej, nadmienię tylko, że jeśli chodzi o krokiety zawsze robiłam je intuicyjnie, na oko tak zwane. Nie ma dla mnie znaczenia, czy dodam kilka dkg boczku więcej czy mniej,
dla wprawnego kucharza, to też kwestia doświadczenia i własnych upodobań.
Farsz przygotowałam dzień wcześniej, żeby dobrze się przegryzł, naleśniki smażyłam na bieżąco.
Przygotowanie: 60 minut
Koszt: 20 zł
Składniki:
kasza pęczak - szklanka do półtorej
około 1/2 kg boczku wędzonego
łyżeczka płatków chilli
2-3 łyżki miodu
olej Basso z ryżu do smażenia
sól morska gruboziarnista
pieprz cytrynowy
szczypta papryki słodkiej
szczypta tikka curry spice
szczypta ziół prowansalskich
natka pietruszki
2 jajka
płatki owsiane górskie
3-4 łyżki bułki tartej
płatki chilli sól
Ciasto na naleśniki tradycyjne: 1:1 - ja proporcje zwiększyłam do 2:2 ( 2 szklanki mąki, 2 jaja, 2 szklanki mleka, łyżka oleju, szczypta soli).
Ważne by naleśniki nie były bardzo wysmażone, żeby podczas rolowania nie łamały się.
Usmażone naleśniki odkładam na chwilę na bok.
Farsz:
Łyżeczkę oleju rozgrzewam na patelni, dodaję pokrojony boczek - najlepiej w drobną kostkę.
Smażę do momentu aż złapie kolor. Dodaję do niego przyprawy, soli nie za dużo (!), płatki chilli i nadal podsmażam.
W między czasie gotuję kaszę pęczak, jakieś 15 minut w lekko osolonej wodzie.
Przed gotowaniem płuczę ją 2-3 razy. Po ugotowaniu należy ją dokładnie odcedzić, następnie wrzucam ją do usmażonego boczku, mieszam dokładnie, tak by składniki dobrze się połączyły. Dodaję miód, mieszam, musi on okleić się z kaszą, boczkiem. Doprawiam do smaku, dorzucam posiekaną drobno natkę, znów mieszam.
Do panierki wykorzystałam bułkę tartą i płatki owsiane górskie eko oraz dwa jaja.
Jajka rozkłócone dosalam i dodaję odrobinę pieprzu i płatków chilli.
Na każdy z naleśników nakładam farsz - najlepiej łyżką, zawijam, namaczam w jajku i panierce.
Smażę na oleju ryżowym - mocno rozgrzanym - na złoto z obu stron.
Ufff, trochę tego wyszło, to smacznego;))