31 grudnia 2012

pieczarki po francusku, czyli szybka zakąska jakby co...

No i koniec roku, ale zleciało, ile się działo, ile przemyśleń, kilka podsumowań jak to zwykle bywa,
ale chyba zero postanowień, pierwszy raz od X czasu...no bo po co?
Doskonale wiem co i jak będę robić w nadchodzącym roku, nie będzie taryfy ulgowej dla mnie
i dla tak zwanych dobrych rad;p
Zrobiłam małe porządki w kontaktach, kto za, kto przeciw, trochę więcej oddechu, mniej napinki,
no i jest fajnieee...;)
Jakoś tak im dalej w las, tym na większość spraw....wiecie co;p
Noo, ale do rzeczy...Pewnie niektórzy z Was będą imprezować w klubach, inni zaś pałętać się po domach...więc dla nich ta propozycja. Taka sobie szybka zakąska, na ciepło, że niby po francusku,
a co...;p
Ci, co mnie znają wiedzą, że nie lubię zbędnego gadania, że tak się wyrażę - również w kuchni,
nie będzie pompatycznie, bo musiałabym cyganić, a tego nie znoszę...no to będzie prosto, z pieczarkami
i ciastem francuskim, sesese;)
...Jak już się rozpędziłam z tym ciachem, to pyknę sobie też parówki w cieście, co też pokażę
( post na wyżej wymienione już istnieje)...drinków zero w tym roku, ale cóż, zimne mleko i mieszanka soków idzie w hektolitrach;)


Przygotowanie: 40 minut
Koszt: 15 - 20 zł

Składniki:
1 kg pieczarek
cebula duża
dymka
papryka czerwona
łyżka suszonej włoszczyzny
łyżka oliwy
sól niskosodowa
pieprz czarny
oregano
kilka plasterków sera żółtego
ciasto francuskie x 2
mieszanka przypraw (moja majorkańska jeszcze...)
żółtko


Pieczarki oczyszczam i kroję na drobno, na rozgrzaną oliwę wrzucam posiekaną cebulę, chwilę podsmażam, następnie dodaję pokrojoną na kostkę paprykę,  pieczarki i suszoną włoszczyznę, smażę do tak zwanej zmiany koloru, na sam koniec solę, pieprzę i doprawiam ziołami.


Ciasto wyjmuję z lodówki na chwilę przed przygotowaniem, musi być ono jednak na tyle elastyczne,
żeby nie popękało.
Wycinam z niego małe kwadraty, ale tak, by na jedną porcję pieczarek przypadły dwa kwadraciki.

Na jeden z kwadratów nakładam łyżką pieczarki - najlepiej wystudzone - nakładam na to drugi kwadrat, dociskam boki widelcem, wierzch nacinam delikatnie nożem i smaruję żółtkiem.


Na papier do pieczenie nakładam ciastka, ale nie za blisko siebie, urosną.
Piekarnik jest nagrzany do 200 stopni z termoobiegiem, czas, to około 10-12 minut, kiedy zaczynają się złocić, wyjmuję ciastka.












...kiedyś już je przygotowałam, dla zainteresowanych:
http://olalallola.blogspot.com/2012/06/parowki-w-ciescie-francuskim-z-serem.html
ta wersja jest bez sera, jedynie oprószone ostrą papryką




...po próbie wyjadania składników, w końcu się...pożegnaliśmy;p




...Wszystkim Wam życzę Wszystkiego Dobrego w Nowym Roku, 
przy okazji dziękuję za miłe towarzystwo, za to, że bywacie u mnie, mam nadzieję, 
że poznaliście mnie troszkę w moich postach, gdzieś tam między pastą a sałatką ;)
Oczywiście zapraszam do siebie tuż po odpoczynku...no i bawcie się szampańsko!!:)

Lolla




30 grudnia 2012

tarte jabłka pod kruszonką...

Kolejny niezawodny przepis, bo szybki, nieskomplikowany i pyszny!
Pomysł zaczerpnęłam znów od Ani Starmach, kiedyś skacząc po programach, natknęłam się na to cudo,
ale w wersji już gotowej, jakoś nie udało mi się namierzyć przepisu, tyle teraz tego jest w necie...
że pomyślałam, że skoro tylko jabłka utarte i kruszonka, no to chyba nie jest jakaś filozofia...?!
Zrobiłam po swojemu...czyli na wyczucie;p

Lubię takie szybkie desery, bo w momencie, kiedy spodziewamy się gości a nasz tak zwany barek świeci pustkami, ten zawsze zda egzamin.
Ci, co kochają cynamon i kruszonkę, będą w niebo wzięci;D ...No i może ten deser wygoni ode mnie choróbsko wstrętne, męczę się jak nie wiem co;/


Przygotowanie: 30 minut
Koszt: kilka złotych


Składniki:
9 jabłek
200 g mąki
100 g masła
100 g cukru
pól opakowania cynamonu
łyżeczka cukru waniliowego
przyprawa korzenna z kardamonem - szczypta
tłuszcz do feremki

Jabłka obieram ze skóry, myję i ucieram na duże oczka.

Do miski daję przesianą mąkę, cukier i masło.
Mieszam wszystkie składniki, wyrabiam palcami, o...

Do foremki wysmarowanej tłuszczem wkładam utarte jabłka, które wymieszałam z cynamonem,
kruszonkę zaś posypuję przyprawą korzenną.
Wkładam formę do rozgrzanego piekarnika na około 15-20 minut na 200 stopni z termoobiegiem.

Najlepiej podawać na ciepło, kiedy jabłka są najbardziej aromatyczne;)


E voila;)




...idealny poranek, herbata i jabłko z kruszonką..






...a tu...najbardziej zainteresowany ;)






24 grudnia 2012

cicho-ciemne ciacho z rodzynkami, żurawiną i śliwką suszoną

No. Zrobiłam, co miałam zrobić...niewiele w tym roku, ale taki też był plan...
Ciacho cicho-ciemne, bo brakło mi głównego składnika...(brawo)...czyli kakao, więc użyłam niby właśnie jego, ale jakby odmiany, takiego, co to się bardziej nadaje do ciepłego mleka...moja słodka pamiątka jeszcze z Majorki;)
No więc dałam tego innego kakao, bojąc się, że może nie wyjdzie, ale chyba wyszło, nie wiem,
zobaczymy jutro...
Jednocześnie przepis mam od koleżanki blogerki Asi, której obiecałam pokazać efekt.


Przygotowanie: 60 minut
Koszt: +/- 20 zł

Składniki:
2,5 szklanki mąki tortowej
szklanka cukru 
opakowanie cukru waniliowego
szklanka oliwy
szklanka mleka
jajko
4 łyżeczki cynamonu
łyżeczka przyprawy do piernika
4 łyżeczki kakao
1 łyżeczka sody
rodzynki, żurawina, śliwki suszone - mniej więcej po garści, śliwek kilka
(nie wiem, ile mi się nasypało)


Suche składniki wymieszałam ze sobą. Następnie dodałam mleko, oliwę i jajko.
Wymieszałam wszystko bardzo dokładnie.
Rodzynki i żurawinę przed dodaniem do ciasta namoczyłam we wrzątku (oprócz śliwek suszonych), żeby były miękkie, odcedziłam je, i dołożyłam do ciasta mniej więcej w połowie blaszki, czyli najpierw wypełniłam ją połową ciasta, potem dałam rodzynki....i znów polałam ciastem, na wierzch też tam kilkoma podsypałam.

Ciasto piekłam w 180 stopniach z termoobiegiem około godziny, bo nie piekłam go w połowie piekarnika, raczej niżej...przez co dłużej machałam patyczkiem, czy aby już gotowe;p













...Wesołych Świąt pragnę Wam życzyć, Spokojnych, Smacznych, Kolorowych, dużo odpoczynku, lenistwa błogiego i pełnego brzucha;)

***

23 grudnia 2012

krokiety...z dodatkami zwyczajne niezwyczajne...

Podobno są boskie, genialne...i najlepsiejsze pod słońcem...nie wiem, wiem, że wszyscy je lubią, zajadają się nimi, a zdarza się, że i proszą ładnie o ich przygotowanie...no to robię...bo czemu nie?
W zasadzie są całkiem normalne, bo nic w nich nadzwyczajnego, mięso, kapusta, pieczarki...ale tym razem dodałam też kapustę pekińską i suszoną włoszczyznę...


Przygotowanie: 1,5 godziny
Koszt: 30 zł

Składniki:
750 g mięsa indyczego (mielonego)
1 kg kapusty kwaszonej z marchewką
25 dkg pieczarek
3 łyżki suszonej włoszczyzny
1,5 cebuli
3 ząbki czosnku
natka pietruszki
1/4 kapusty pekińskiej
2-3 łyżki oliwy
pieprz czarny
sól niskosodowa
kminek - szczypta
3 łyżki przecieru pomidorowego
bułka tarta
3 jajka
oregano
tłuszcz do smażenia
200 ml bulionu


500 kg mąki  (składniki te już posiadałam)
2 jajka
500 ml mleka
szczypta soli
1/4 szklanki oliwy


Składniki na ciasto mieszam ze sobą bardzo dokładnie, następnie smażę cienkie naleśniki.

Cebulę kroję na drobno i wrzucam na rozgrzaną oliwę, smażę na wolnym ogniu.
Następnie dodaję mięso, mieszam składniki i razem i nadal podsmażam (najlepiej w głębokiej, dużej patelni lub garnku). Kiedy mięso lekko się zarumieni ( zwyczajnie zmieni kolor), dodaję kapustę - najlepiej posiekaną, duszę wszystko razem około 10 minut, po czym dokładam posiekane pieczarki, włoszczyznę oraz pokrojoną na drobno kapustę pekińską,
Podlewam wszystko bulionem, całość duszę na bardzo małym ogniu około 40 minut.
W między czasie dodaję do garnka kminek. Na sam koniec doprawiam pieprzem, dodaję posiekaną natkę pietruszki, wyciśnięty przez praskę czosnek.


Bułkę tartę przygotowuję sobie w misce, podobnie postępuję z jajkami, rozkłócam  je, doprawiam solą, oregano.

Na każdy naleśnik nakładam łyżką farsz, zawijam jak tortillę, maczam w jajku, potem w bułce tartej i smażę na złoty kolor z obu stron.

Barszczyk będzie ale już w poniedziałek....a póki co, smacznego;)





Połówek z Bartem już się nimi zajadali...na próbę, podobno omnomonom;p










21 grudnia 2012

świąteczny sobie tag...

...Między pichceniem, kucharzeniem jest jeszcze przecież mój blog, którego staram się nie zaniedbywać w tym jakże gorączkowym okresie...zwłaszcza, że isabell117 otagowała mnie świątecznie, dzięki temu mogę na sekundkę usiąść i napisać kilka słów o tym jak spędzę tegoroczne święta, które w tym roku stały się wyjątkowe...

...Staram się mieć dystans do tego co się dzieje z ludźmi w tym podobno magicznym okresie, do szaleństwa zakupowego, do tych mas podążających dziko ku pełnym koszom...Tyle się mówi o magii Świąt, ale jakoś nigdzie jej nie widać, no...może poza witrynami sklepowymi, które aż rażą od nadmiaru bombek, łańcuchów i rabatów...że niby takie okazje. Zupełnie inaczej postrzegam święta wczoraj i dziś...
Wczoraj, będąc małą dziewczynką z utęsknieniem czekałam na te kilka naprawdę niezwykłych dni,
na Św. Mikołaja, na to, że wszyscy będziemy razem, na śnieg i sanki...wreszcie na pyszne jedzenie i prezenty, oczywiście!!
Tyle się działo, pamiętam jak z rodzeństwem poszukiwaliśmy gorączkowo prezentów, tą radość, kiedy udało nam się je namierzyć, i tak rozpakować, żeby choć milimetr zobaczyć ukradkiem...
Do dziś zachowałam w pamięci smak ówczesnych słodyczy, pomarańczy, samej kolacji...moment ubierania choinki, sprzeczki,  które z nas ma nałożyć łańcuch czy też szpic...no i rzecz jasna kalendarz adwentowy,
o którym nie mogę nie wspomnieć, to, jak wyjadaliśmy z niego poszczególne czekoladki i skrzętnie zakrywaliśmy po sobie ślady...niby pełny a taki ...wyjedzony;D
To jest dla mnie magia Świąt. nie ta cała otoczka, nie co komu dać, żeby nie było wtopy, nie wymuszone życzenia, bo wypada przecież...zwłaszcza krążące po setkach osób te same sms'y wysyłane ot tak,
bez uczucia, bez emocji...
Dzisiaj staram się tego unikać, tego patosu, napinki, bo właśnie dziś, bo w tym roku całe moje życie uległo zmianie...Zmieniło się wszystko, choć jeszcze wiele się nie zaczęło.
Już nie ma Lalloli hedonistki, jest Lola nosząca pod sercem małą kobietkę, która odmieni moje podejście
do życia, dzięki której będę czuć i dawać z siebie więcej...
Odtąd już zawsze będę słyszeć za sobą tupot jej stópek, śmiech, słodkie fochy, które z pewnością odziedziczy po mnie ;p ...Teraz ...i te święta nabiorą innego znaczenia, już nie nasza dwójka, a trójka będzie razem. Tak, to będą święta rodzinne, owszem z rodziną, ale w tle, ale od dziś też Nasze, tylko nasze.
Niebawem, to z Małą będziemy czekać na pierwszy śnieg, choinkę, razem będziemy lepić ciasto na pierogi, które raczej nie wyjdzie na czas, może wcale...to z Nią chciałabym przygotowywać pierniki, a przynajmniej je ozdabiać, szukać prezentu dla Taty, Dziadków i wujostwa....
Teraz to Ona będzie czuć to wszystko, co ja tak czule wspominam, co do dzisiaj ma dla mnie znaczenie, choć minęły wieki...

...A dziś,  ozdabiam sobie pierniki, pakuję prezenty, nabijam goździkami pomarańczę...i czekam na Wigilię, od jakiegoś czasu utęsknioną, bo już inną.
W tym roku spotkanie z rodziną będą jeszcze bardziej oczekiwane niż zwykle, spacer wieczorem z Połówkiem, wieczorne wspólne chwile z kubkiem gorącego kakao, zapach makowca, przypraw korzennych unoszący się w powietrzu...To będą moje święta...Tak zamierzam je spędzić;)




Masz chwilę? Napisz jak Ty zamierzasz spędzić Święta;)
Wystarczy wkleić u siebie powyższy obrazek i napisać kilka słów o tym, co najbardziej lubisz robisz,
co sprawia, że mimo wszystko lubisz ten czas. Porzuć na chwilę pogoń za błahostką, zrób sobie filiżankę dobrej herbaty i po prostu napisz...
Chciałabym wyróżnić następujące osoby, choć każdy może przecież napisać coś od siebie...;)
* http://tastyy.blogspot.com/
* http://karina-talulla.blogspot.com/
* http://www.marta-gotuje.pl/
* http://chocochoco-freak.blogspot.com/
* http://olamalagotuje.blogspot.com/






18 grudnia 2012

kruche babeczki z lukrem i posypką...

...Czyli zabrałam się do roboty, będą babeczki, trochę pierników, jakieś ciacho cicho-ciemne z cynamonem...ale to powoli, wszystko Wam pokażę..
Oczywiście wszystkie przepisy będą banalne, szybkie, idealne;p
Przepis ten zapożyczyłam z internetu, bo przepis, z którego korzystałam w zeszłym roku,  gdzieś mi się zapodział przy przeprowadzce;/  Szkoda, bo był dobry...Ten znaleziony, troszkę zmodyfikowałam, chyba wyszło, choć kto wie, jaki powinien być oryginał??:D Tak czy siak, babeczki wyszły dobre;)
A tak w ogóle, to mam dzisiaj fajny dzień, jest bardzo pozytywnie...do tego rozmawiałam z koleżankami z pracy, za którymi bardzo mi się tęskni, z którymi mam nadzieję zobaczyć się niedługo;))


Przygotowanie: około 40 minut
Koszt: (wszystkie składniki posiadałam) - około 10-12 zł

Składniki:
1,5 szklanki mąki tortowej Lubella
3,5 łyżki margaryny
kilka łyżeczek cukru pudru - ja dałam 5 płaskich
2-3 łyżki cukru białego
3 żółtka
skórka z pomarańczy
lukier (Dr.Oetker)
posypka czekoladowa
przyprawy korzenne


Mąkę przesiewam na blat. Dodaję do niej margarynę, siekam nożem, żeby składniki połączyły się na w miarę możliwości jednolitą masę. Następnie dodaję cukier puder i kryształ, przyprawy korzenne, skórkę z pomarańczy, żółtka. mieszam wszystko, wyrabiam na masę, ale nie spodziewajcie się gładkiej, jednolitej masy, na tyle na ile udało mi się wyrobić ciasto, włożyłam je do miski, zawinęłam w folię i odłożyłam do lodówki na 15 minut.
Po tym czasie wyjmuję je z lodówki, zaś foremki smaruję tłuszczem, wkładam do każdej z nich ciasto,
mniej więcej do wysokości samej foremki.
Wkładam do rozgrzanego piekarnika na około 20 minut na 180 stopni z termoobiegiem.

Kiedy babeczki ostygną, polewam je lukrem, posypuję drobinkami czekoladowymi;)





















...i teraz tak, ciasto przy wyrabianiu jest mimo wszystko kruche,  mogłam dodać jeszcze jedno żółtko, ale jakoś uznałam, że może jednak nie...więc do wałka na pewno się nie nadaje, co innego do foremek, wystarczy tylko wysmarować je margaryną i dobrze ubić. 
Ciasteczka wyszły pyszne, nie za słodkie, ale też nie gorzkie, a przyprawy korzenne dają genialny aromat;)
Aha, z podanych proporcji wyszło mi 6 niemałych babeczek.
Lubię to ;)



17 grudnia 2012

śledzie z cebulą w zalewie octowej...

Nooo, prawie obkupiona w prezenty, posprzątana, a w kuchni echo...o nie, trzeba się wziąć do roboty!!
Tyle przekąsek do zrobienia, a tu ani słychu ani widu;p
Wymyśliłam sobie, że zacznę świętowanie od przygotowania śledzi w zalewie octowej z cebulą, bo uwielbiam, to raz, Połówek również, a jednocześnie nie spędzę nad garem połowy dnia;p
Z resztą, wyjątkowo w tym roku...nie połaszę się na śledzie w śmietanie i innych takich, bo ani ja ani mój rosnący Groszek nie mamy na nie smaka....a że oboje wolimy coś konkretnego, padło na ocet;)

Może to i żadna rewelacja, takie śledzie, ale dla mnie jest to obowiązkowa przekąska, no bo wiecie,
nie tylko, że kocham śledzie, to jeszcze moja pociecha również za nimi przepada;p
Dobra, to koniec gadania...piszę, co narobiłam;)


Przygotowanie: 25 minut
Koszt: około 15 zł

Składniki:
1/2 kg śledzi matjas
2-3 cebule, w tym jedna czerwona
ziele angielskie - kilka ziaren
liść laurowy kilka listków
1/2 szklanki octu
około 1,5 litra wody
szczypta soli
2 łyżeczki cukru kryształ
pieprz czarny


Zaczynam od przygotowania cebuli, czyli kroję ją na plastry.
Śledzie zaś moczę sobie przed ich zrobieniem jakąś godzinkę, następnie kroję je na mniejsze kawałki, ale też bez przesady, takie "na widelec".
Do garnka wlewam odpowiednią ilość zimnej wody, dodaję cebulę, ziele i listek, po czym gotuję do momentu, aż cebula zmięknie, ale też nie za bardzo...ma być taka al dente;p
Kiedy cebula jest już dobra, dolewam ocet, doprawiam solą, cukrem...z solą nie przesadzam, bo śledzie mają ją już w sobie...z resztą, ja używam niskosodowej, na koniec dodaję jeszcze szczyptę pieprzu.
Zalewę odstawiam do przestygnięcia, musi być zimna, po czym zalewam nią śledzie...no i niestety muszą swoje odleżeć....czyli 3-4 dni w lodówce...a potem omnooomnom;D
Nie mogę się doczekać...nie tylko śledzi...;)



















15 grudnia 2012

kalafior z pieczarką sosem do penne

 Witam Was świątecznie...jeszcze parę chwil i widzimy się już w 2013;)
Matko, jak ten czas mi leci...zwłaszcza teraz, kiedy tyle się u mnie dzieje, zmiany, zmiany, zmiany na lepsze przede wszystkim, odcięcie się od pewnych spraw, skupienie się na tym, co nowe, ważniejsze, pewnie też tak macie, ot takie małe podsumowanie tego, co było.
A między powooolnym myśleniem o tym, co upichcę na święta, a zakupami, które ostatnimi czasu bywają bardziej absorbujące, pogonią za podarunkami...siedzę sobie właśnie w kuchni i przyrządzam kolację...
Jak zwykle będzie coś prostego, szybkiego, ale rzecz jasna dobrego...a że jestem wierna makaronom,
to i dziś się wkręcił między garnki. Mam nadzieję, że nie jedliście takiej wersji, no i że spodoba Wam się połączenie smaków;)

Przygotowanie: 25 minut
Koszt: 15 zł

Składniki:
makaron penne Lubella
(na dwie osoby)
kalafior mrożony d'aucy
3 duże pieczarki
łyżka suszonej włoszczyzny
łyżeczka oliwy
3-4 łyżki śmietany 18%
średnia cebula
4 ząbki czosnku
sól niskosodowa
pieprz czarny
szklanka wody do zagotowania kalafiora
1/2 szklanki  wody pod sos
kostka rosołowa - niekoniecznie
natka pietruszki


Do głębokiej patelni wlewam wodę, zagotowuję, dodaję różyczki kalafiora, wystarczy im około 8 minut,
po czym odlewam nadmiar wody, dodaję oliwę oraz posiekaną na drobno cebulę.
Podsmażam wszystko, w między czasie dodaję pokrojone na grubsze plastry pieczarki, mieszam, dokładam suszoną włoszczyznę, wyciśnięte przez praskę czosnek, rozdrobnioną kostkę rosołową (z liściem laurowym Winiary) - wszystko podlewam odrobiną wody, duszę około 10 minut na wolnym ogniu.
Następnie dodaję śmietanę, mieszam powoli wszystkie składniki, na sam koniec dodaję posiekaną natkę, doprawiam solą, pieprzem.

E voila;)










...a Wy jak przygotowujecie się do Świąt? 

10 grudnia 2012

sałatka z kurczakiem na obiad albo i nie

Szybko, szybko, szybko, bo czasu brak, a jeść się chce...
Tak sobie wymyśliłam, że w sumie, to nie chce mi się za bardzo kombinować, bo tyle mam teraz na głowie, do tego jeszcze gość się pojawił, obiadowo nie obiadowo, no to trzeba by coś podać dobrego i ładnego;p
Sałatka prosta jak budowa cepa, szybka i pyszna.
Pewnie znacie ją w tej bądź innej postaci, czasem jedne składnik robi różnicę...tak czy inaczej, mam nadzieję, że  lubicie?:) ...A w między czasie...pierniki powoli się robią, może jakieś ciastka jeszcze machnę...ale to później pokażę;)

Przygotowanie: 15-20 minut
Koszt: około 20 zł

Składniki:
2 piersi z kurczaka
marchewka groszek kukurydza w słoiku
pół czerwonej papryki
2 łyżki majonezu
odrobina kapusty pekińskiej
średnia czerwona cebula
pieprz
zioła prowansalskie
curry
łyżka oliwy z oliwek
makaron penne
sól niskosodowa
natka pietruszki

Rozpoczynam od mięsa. Kawałek oczywiście dla kota...i to niemały;p
Mięso myję dokładnie, kroję na kostkę i obsmażam na rumiany kolor, po około 5 minutach posypuję kurczaka curry, ziołami, mieszam, jeszcze chwilkę smażę, po czym odstawiam na bok.

Makaron gotuję na al dente w lekko osolonej wodzie. Odcedzam, odkładam na bok.

Do miski wrzucam posiekaną kapustę pekińską, paprykę pokrojoną w kostkę, oraz odsączoną marchewkę, groszek i kukurydzę. Dodaję cebulę czerwoną, mieszam, dodaję majonez ( nie dużo!!!). Do całości dorzucam mięso, które zdążyło ostygnąć.

Na talerzu układam kolejno makaron, na niego nakładam mięso z warzywami, posypuję natką.
Podaję na zimno...od razu jem;p









....nie chciałam, żeby sałatka była taka rozbebłana w misce, dlatego rozłożyłam ją na dwie części...i chyba lepiej to wygląda;p



05 grudnia 2012

kapusta kiszona z ziemniakami, czyli kartofelkraut lub ciapkapusta

...Jakkolwiek by tego nie nazwać, to jest to przepyszne danie, proste, może nie mega szybkie, ale też nie zajmuje połowy dnia. U mnie w domu pojawiało się co jakiś czas, kiedyś nie powiem nie przepadałam za tym, to znaczy zjadłam, ale bez emocji, teraz aż mnie skręcało właśnie na to. No to zrobiłam, wyszło boskie, bo kapusta jest kwaśna, dobre ziemniaki też kupiłam, więc cóż pozostaje innego, jak Wam się pokazać z talerzem?:p
Oczywiście mądralińska zapomniała dodać kminku do kapusty, ale zgonię ten fakt na chwilowe roztrzepanie, o ;)

Ahaa, z tego co mi wiadomo, danie owo występuje w różnych wersjach - skromniejszych -  ja dodałam coś od siebie...bo jakże by inaczej, no i w ogóle troszkę inaczej je przygotowałam;)

Przygotowanie: 60 minut
Koszt: około 15 zł

Składniki:
1 kg ziemniaków
1/2 kg kapusty kiszonej z beczki
kilka pieczarek
2 małe czerwone cebulki
2 laski kiełbasy zwyczajnej
1/2 papryki czerwonej
natka pietruszki
3 listki laurowe
3-4 ziela angielskie
sól niskosodowa
pieprz czarny
szczypta curry
pół małego słoiczka przecieru pomidorowego
łyżka ketchupu
oregano
kilka kropel oliwy z oliwek
mieszanka przypraw (moja majorkańska)



Rozpoczynam od kapusty.
Nie siekałam jej, włożyłam do garnka, zalałam zimną wodą, dodałam liść laurowy, ziele angielskie i gotowałam do miękkości na małym ogniu. Odcedziłam, odstawiłam na chwil parę na bok.

Ziemniaki obrałam ze skóry, pokroiłam w kostkę, posoliłam i również gotowałam do miękkości. Odcedziłam, odstawiłam na bok do ostygnięcia, później będą mieszane z kapustą.

Cebulę siekam na drobno, pieczarki również, najpierw cebulkę podsmażam na rozgrzanej oliwie, po czym dodaję pieczarki, solę. Czekam aż pieczarki puszczą sok, następnie dorzucam pokrojoną w kostkę czerwoną paprykę i wszystko razem podsmażam jeszcze około 5 minut.

Do garnka z kapustą dodaję przecier, ketchup, oregano, pieprz oraz podsmażone pieczarki, paprykę i cebulę. Mieszam wszystko dokładnie, jednocześnie dusząc na małym ogniu około 10 minut. Doprawiam ewentualnie do smaku pieprzem - ale nie solę już, kapusta jest wystarczająco wyrazista.
Na koniec dodaję posiekaną drobno natkę oraz przyprawy (moje jeszcze majorkańskie, czyli mieszankę chilli, papryk, oliwek suszonych...)

Na patelni rozgrzewam odrobinę oliwy, dorzucam pokrojoną w kostkę kiełbasę, podsypuję curry i smażę dłuższą chwilę na rumiany kolor. Kiełbasę mieszam z kapustą.

Otrzymaną kapustę mieszam z ziemniakami, najważniejsze, żeby wszystkie składniki dobrze się wymieszały, można ewentualnie chwilę jeszcze danie podgrzać, ale nie jest to konieczne.



Palce lizać;)



















03 grudnia 2012

marchewkowe curry z ryżem z rodzynkami i słonecznikiem

Noooo, nareszcie wracam do Was, powoli bo powoli, ale jednak;)
Przeprowadzki fajna sprawa...bo nowe miejsce, emocje, tak zwane urządzanie, ale chyba tylko w teorii,
bo tak naprawdę ilość bajzlu do ogarnięcia czasami przerasta człowieka...Zatem cały czas jeszcze coś tam dłubiemy, ale jest tego już coraz mniej...Postanowiłam wykrzesać chwilkę dla siebie w kuchni, no i przygotować coś dobrego na kolację...Przy okazji wielkie dzięki za bywanie u mnie mimo braku aktualnych postów;)
Jak wspomniałam mam jeszcze trochę dłubaniny ze swoimi szpargałami, dlatego na kolację zrobiłam coś szybkiego, lekkiego i dobrego...jak mniemam;p
W jakiejś gazecie przemknął mi przepis na to danie, chyba dobrze je zapamiętałam...jest ciekawe w smaku, lekkie, aromatyczne, czyli wszystko to, co lubię;)

...Ahaaa...ogarniam też powoli temat z piernikami, to info dla osób z grupy kulinarnie...bez scenariusza , niebawem prezentacja, mam nadzieję, że i Wy coś dodacie..;] Aaaa, dzięki też za nominacje do konkursów, niestety przez przeprowadzkę nie zdołałam wziąć w nich udziału;) Pozdrowienia dla Dziewczyn;)




Przygotowanie: około 45 minut
Koszt: 6-7 zł

Składniki: 
6 marchewek
1 cebula
2-3 łyżki oleju
300 ml bulionu warzywnego
1 łyżeczka mąki
50 ml śmietany 18%
jogurt naturalny
3-4 łyżeczki curry
1 goździk
mały jogurt naturalny
natka pietruszki
rodzynki sułtańskie - mała filiżanka
torebka ryżu jaśminowego
słonecznik łuskany - garść


Marchewkę obieram ze skóry, myję i kroję na cienkie plasterki. Cebulę siekam na drobno.
Na łyżce oleju podsmażam cebulę, należy ją zeszklić, następnie dodaję marchewkę, smażę przez chwilę.
Solę, po czym zalewam wszystko bulionem.
Duszę wszystko przez 15 minut - do miękkości.
Po tym czasie odcedzam marchewkę, bulion zostawiam, ponieważ zaraz użyję go do sosu.

Na patelni rozgrzewam łyżkę oleju, dodaję mąkę, mieszam uzyskując zasmażkę.
Porcjami dolewam bulion, mieszając cały czas, dodaję śmietanę, curry oraz goździk.
Na małym ogniu gotuję sobie ten sos jakieś 10 minut, mieszam od czasu do czasu.
Sos zdejmuję z ognia, dodaję jogurt naturalny, mieszam wszystkie składniki.
Dorzucam wcześniej ugotowaną marchewkę, chwilkę jeszcze podgrzewam.

Ryż gotuję na al dente w lekko osolonej wodzie, odcedzam, podstawiam na moment do przestygnięcia.
Dodaję do niego drobno posiekaną natkę pietruszki oraz rodzynki, które wcześniej zalałam na chwilkę wrzątkiem, by były miękkie.
Mieszam wszystkie składniki i układam na talerzu wedle gustu, a na sam koniec podsypuję danie słonecznikiem;)


E voila;)











...wiecie co, te rodzynki z ryżem i marchewką...genialne połączenie;)