30 marca 2015

tatar z kaszy pęczak z awokado

<3 tyle powinnam pozostawiać w komentarzu.
Świeżo, smacznie, bardzo aromatycznie, sycące....!
Wspominałam Wam ostatnio, że nabyłam magazyn Slowly Veggie!, gdzie znalazłam mnóstwo inspiracji, pięknych zdjęć, prostych przepisów, no i dziś właśnie chciałabym odsłonić Wam kolejną propozycję.
Tatar z awokado z pęczakiem, pyszną marynatą...nie da się lepiej. Myślę, że jest to idealne danie na nadchodzące upały.....no bo zleci przecież, nie?;p Na dziś też było bardzo ok, zwłaszcza, że miałam dosyć wyczerpujący trening i TO co zjadłam w zupełności mi wystarczyło. Polecam fanom kaszy zwłaszcza, pęczak nabiera nowego wymiaru. Pozmieniałam troszkę przepis, nie posiadałam akurat endywii, zastąpiłam ją roszponką, kaszy dałam więcej.
Jeśli ktoś BARDZO chce odwołać się do oryginału, mogę cyknąć fotkę przepisu;)
Dobraaa, tyle ode mnie, mam jeszcze parę spraw do ogarnięcia, więc pozostawiam Was z pysznym postem, mam nadzieję ?:)


Przygotowanie: około 40 minut
Koszt: około 15-20 zł / wszystko miałam

Składniki:
u mnie około 200 g kaszy pęczak
łyżka soku z cytryny
łyżeczka musztardy Dijon
2 łyżki oliwy z oliwek - koniecznie dobrego gatunku
1 awokado
mała czerwona cebula
zielona część dymki
garść natki pietruszki
mały jogurt naturalny
czarny sezam - wedle uznania
sól, pieprz
roszponka dla ozdoby i pół rzodkiewki / ode mnie

Kaszę gotuję w osolonej wodzie do miękkości, odcedzam.
Oczywiście przed gotowaniem opłukałam ją pod zimną wodą.

W czasie gotowania kaszy, przygotowuję marynatę i sos.

Do miski wlewam sok z cytryny, oliwę, dodaję musztardę, posiekaną na drobną kostkę cebulę oraz szczypior. Z awokado wybieram miąższ po czym też kroję na kostkę. Łączę z pozostałymi składnikami marynaty.
Marynatę przygotowałam wcześniej, to jest na godzinę przed gotowaniem kaszy.

Odcedzoną kaszę łączę z marynatą, dokładnie mieszam, posypuję pieprzem i solą, jeśli to konieczne. Dosypuję czarnego sezamu, pięknie wyglądają te czarne ziarenka, a do tego robią swoje w naszych brzuchach ;)
Pietruszkę siekam, ale nie na drobno, wkładam do misy malaksera, dodaję jogurt, miksuję na gładką masę, doprawiam solą i pieprzem. POWIEM Wam, OMG, jakie to dobreeeeee!!!!!!!
Orzeźwiające, so fresh!
Niby nic, a robi WoW ;)


* Jeśli chcecie by Wasz tatar był bardziej zielony, użyjcie więcej awokado, mnie TA ilość wystarczyła w zupełności.


Otrzymany tatar nakładam na talerz za pomocą pierścienia do wycinania ciastek, 
podaję z pietruszkowym sosem.


***
Moje zdjęcia nie są chyba taaak piękne jak te w magazynie, ale musicie wierzyć mi na słowo, tatar jest naprawdę pyszny! Zachęcam Was do kupna magazynu, odświeży on na pewno nasze menu :)

Enjoy!









28 marca 2015

na zielono, czyli szpinak z owocami do picia

Hoł, 

Na pewno zauważyliście, że ostatnimi czasy modnie jest pić ZIELONE koktajle ;p
Modnie czy nie, są zdrowe, wiadomo, choć mają one rzeszę wyznawców, są i tacy, co to glutów pić nie będą .....nie wymienię z nazwiska, bo i po co.....;p
MNIE smakuje, pijam je od jakiegoś czasu ;)
Od razu dodam, że jakoś specjalnie się nad nimi nie pochylam, dodaję składniki ot tak, bez zbędnej filozofii, która nie sprawi, że będą one smaczniejsze czy zdrowsze ;p;p
Alors, zapraszam na jednego zielonego, o!



Przygotowanie: 5 minut
Koszt: około 15 zł

Składniki:
garść szpinaku świeżego
1 kiwi
1 jabłko
łyżeczka cynamonu
łyżeczka lnu mielonego
sok z połowy limonki
sok z całej pomarańczy
około 100 ml wody
ewentualnie łyżeczka cukru trzcinowego lub miodu


Wszystkie składniki umieszczam w misie blendera, jabłko tylko obrałam ze skóry, pokroiłam na mniejsze kawałki, kiwi wydrążyłam łyżeczką,  wszystko blenduję na w miarę gładką masę. 
Najlepiej pić schłodzone ;)

***
Oczywiście, nie jest to żaden przepis, ot taki sobie post z jakąś tam propozycją, także wiecie....;p






26 marca 2015

rozkoszne kawowe muffiny

Muffiny, muffiny....miały być inne, ale są te, TE co planowałam, będą, niebawem ;) No nie da się tyleee na raz ogarnąć ;p Dzisiaj miałam szalony dzień, w kuchni głównie, ale i poza nią...trochę latania po tak zwanym mieście....ale cóż to, kiedy już jest tak fajnie, że aż się chce....płaszcz, ulubiona apaszka, trampki, bryleeeee....ojk ojk ojk <3 Do tego jakieś choróbsko sie przyplątało, no ale nie będziemy się biczować....CZA sobie podarować z tydzień i już, nie??
A co do muffin...No są bardzo smaczne, choć pierwszy gryz nie był taki oczywisty, nie było WoW, to pojawiło się JEDNAK miłe zaskoczenie za drugą, trzecią muffiną?;p
Nooo taaak! Tak właśnie, bo one są mega smaczne, do tego wilgotne, takie inne w sumie, bo nie słodkie AŻ tak, ale robią, wierzcie mi robią, aaa nawet nie tyle ONE, co właśnie ta kawowa wkładka w postaci czekolady, oesuuuuu :D Jeszcze jak jest trochę chrupiąca ta czekoladka, w środku za miękka...
Do tego są muffiny są chrupkie z zewnątrz, no i właśnie niesuche wewnątrz....fajne, zapisuję na bank w pamięci do częstego pichcenia. Przepis zaczerpnęłam z wyczekiwanej przeze mnie gazety..."slowly veggie!" Magazyn jest bardzo inspirujący, już w nim wychwyciłam przynajmniej kilka wspaniałości do zrealizowania, więc wypatrujcie;) I tym sposobem, znów zaopatrzyłam się w kilka pozycji, które wzbogaciły moja kolekcję i na pewno odświeżą kuchnię, książek wpadło też ....no bardzo szczęśliwa jestem :D 


Przygotowanie: do 30 minut
Koszt: 12 zł / koszt kilku składników

Składniki:
260 g maki pszennej/ u mnie typ 450
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1.2 łyżeczki soli
80 g cukru / u mnie trzcinowy
opakowanie cukru waniliowego
80 ml oleju rzepakowego
2 jaja
200 g jogurtu naturalnego z pełnego mleka / u mnie z lidla
kostki czekoladowe o smaku kawy / u nie 4 duże ***
(albo 12 kostek małych kosteczek)
cukier puder do posypania


Rozgrzewam piekarnik do 180 st albo do 160 z termoobiegiem.

Mąkę przesiewam, łączę wszystkie suche składniki ze sobą. 
Olej łączę z jogurtem i jajkami, wyrabiam na gładką masę. 
Sypkie łączę z mokrymi składnikami. dokładnie mieszam. 

Przygotowuję papilotki, w przepisie podano 12 sztuk, mnie wyszło 13. 
Wlewam ciasto do każdej z nich mniej więcej do połowy, może nieco ponad....Do każdej z mas wkładam po połowie z kostki czekolady ( kostki mojej czeko były spore, do tego smak śmietankowo-kawowy, dlatego każdą z kostek pokroiłam dodatkowo na 4 części).

Muffiny piekłam około 20 minut. Po wystygnięciu można posypać lekko cukrem pudrem. 






















 Ciaooo :*

22 marca 2015

leniwe z gruszką, rodzynkami i dużą ilością cynamonu

Taka sytuacja, niedzielna.
Wiem, wiem, żadne tam szaleństwo, ale czy ja powinnam się tym przejmować?:D
Wyszło pysznie, bardzo aromatycznie, no i tyle chyba, bo cóż tu więcej opisywać? Smaków mi narobiły moje dziewczyny z grupy kulinarnej, więc jakoś takoś postanowiłam je zrobić. Proporcje tak zwane zaczerpnęłam stąd. Leniwych nie wyszło jakoś specjalnie dużo, powiedzmy, że na dwie osoby, które nie obŻerają się...u mnie na 2 i PÓŁ ;)


Przygotowanie: około 30 minut
Koszt: 8 zł/ większość skł. miałam

Składniki:
200 g twarogu półtłustego
pół szklanki mąki pszennej
1 jajo / żółtko i białko osobno
pół opakowania cukru waniliowego
1 laska wanilii
dodatkowo ode mnie:
cynamon
1 gruszka
"mała garść" rodzynek sułtańskich
2 łyżki masła
kilka kropel soku z cytryny
łyżeczka cukru trzcinowego


Twaróg przełożyłam do miski, rozgniotłam widelcem, dodałam do niego żółtko, mąkę, cukier, ziarenka z laski z wanilii, wszystko dokładnie wymieszałam. Białko ubiłam na sztywno.Dodałam do masy. Wymieszałam.
Stolnicę podsypałam mąką, raczej więcej niż symbolicznie, ale bez przesady, wyłożyłam na nią ciasto i wyrobiłam je.

Kulkę pokroiłam na kilka części-pasków, z każdego z nich uformowałam rulon, nożem dzieliłam na mniejsze kawałki (po skosie ucinałam).

W garnku gotuję wodę lekko osoloną, na wrzątek wrzucam kawałki ciasta, chwilę po wypłynięciu wyławiam.

Rozgrzewam patelnię, roztapiam masło, wrzucam na nie pokrojoną gruszkę (obojętnie jak) oraz rodzynki, podsmażam do chwili, aż gruszka się zezłoci. Dodaję do gruszki i rodzynek leniwe, mieszam, posypuję cynamonem, skrapiam sokiem z cytryny, chwilę jeszcze smażę. Na sam koniec dosłownie posypałam całość cukrem, ale małą łyżeczkę.









Enjoy! ;)

19 marca 2015

omlet mega pomidorowy z oliwkami i tuńczykiem

To z takim postem dzisiaj do Was przychodzę, niby nic, a smakuje, niby nic, a nawet wygląda na talerzu ;p
Proste, szybkie, syte! W zasadzie na tym powinnam zakończyć pisanie ;p
Omlet, niby banał, a jakoś ostatnimi czasy króluje na blogach, w różnych odsłonach, ja proponuję TAKIE, coś tam zmieszałam, bez wielkiej historii stworzenia, wyszło bardzo smacznie :) Proporcji jako takich Wam nie podam, to będzie raczej propozycja podania, a co WY tam już sobie dacie, to oczywiście nie wnikam, ale chętnie się dowiem ;)
No to co? Jedziemy z tematem....


Przygotowanie: 15 minut
Koszt: kilkanaście złotych/ wszystko miałam

Składniki:
3 jaja
garść zielonych oliwek
4 łyżki tuńczyka w sosie własnym -  lub po 2 łyżki na porcję
około 10 pomidorków koktajlowych
1 pomidor malinowy - mały 
pół pora/ białej części
1 kulka mozzarelli
odrobina papryczki chilli
garść rukoli
sól różowa, pieprz czarny świeżo zmielony
przyprawa Kamis pomidory suszone z bazylią i czosnkiem
czarnuszka cała
łyżka masła i oliwy



Jajka rozkłócam, doprawiam solą, posypuję pieprzem, dodaję przyprawę z Kamisa i czarnuszkę.
Pomidorki kroję na pół. Oliwki pozostawiam w całości.
Pora siekam na piórka.

Rozgrzewam patelnię, wlewam oliwę, dokładam masło. Wrzucam pora, podsmażam do momentu aż zmięknie, uważając jednak na to, by go nie spalić. Do pora dodaję posiekaną na bardzo drobno papryczkę,
dosłownie chwilę smażę, mieszając co jakiś czas.
Do pora dodaję pomidorki, oliwki , tuńczyka, mieszam, smażę chwilę, na koniec dodaję pokrojonego w plastry pomidora, rukolę i całość zalewam jajkami. Na wierzchu układam, a raczej wgniatam kawałki sera (poszarpanej mozzarelli).

Smażę z obu stron na złoty kolor, do momentu aż jajka zetną się.
Kiedy upewnię się, że placek jest w miarę ścięty, za pomocą talerza obracam go by ściął się również od góry.
** Pomagałam sobie łyżką, odciągając ranty placka tak, by jeszcze nie ścięte jajko wylało się dobrze na patelnię. Dzięki temu omlet wyszedł puszysty, wysoki, no i oczywiście miałam pewność, że jajka nie były surowe.









16 marca 2015

kotlety z białej fasoli z amarantusem

Hoł! 
Słońce,wiosna niebawem, ciepło nawet....cudownie!! Dzisiaj mam dzień trochę zabiegany, więc podrzucam też na szybko posta o kotletach, jakby ktoś nie miał pomysłu na obiad.
Jako, że bardzo lubię kotlety wszelkiej maści....(mielone tradycyjne wychodzą mi obłędne, WIEM, bo to nie moja opinia...podobno przebiłam nawet mojego tatę, ale cichooo, bo ja je wciąż ubóstwiam), to chciałabym się z Wami podzielić tym tak zwanym przepisem, bo z tego co widzę, większość z nas je lubi...?
Myk z TYMI kotletami podpatrzyłam u mojego Jakubiaka....;p MOJEGO, bo wielbię GO ponad wszystkooo ;p....
Mam nadzieję, że Wam posmakują, jeśli spróbujecie je przygotować. Zachęcam...pozmieniać pod siebie, co tam lubicie, a nóż, to ja od Was coś ukradnę?:D
Aaa, co do pomarańczy, którą dodałam do amarantusa, nie zrobiła jakiegoś wielkiego WoW, w sumie nie wiem czy miała coś zrobić, może pomarańcza była jakaś lewa?;D
Tak czy siak, kotlety wyszły spoko, enjoy!!!



Przygotowanie: około 1,5 h
koszt: wszystko miałam / do 12 zł

Składniki:
235 g białej fasoli - akurat tyle mi zostało
8 łyżek amarantusa ekspandowanego
sok z połowy pomarańczy, średniej wielkości
garść natki pietruszki
mała czerwona cebula
odrobina świeżego tymianku
sól różowa, pieprz czarny, curry do smaku, przyprawa do dań z fasoli
olej do smażenia

Fasolę moczę przez noc w zimniej wodzie.
Przed gotowaniem płuczę ją, zalewam zimną wodą, odrobinę solę. Gotuję do miękkości.

Amarantus podlewam sokiem z pomarańczy (świeżej), mieszam, odstawiam.
Natkę siekam, nie musi być super drobno, wyląduje i tak w malakserze.
Cebulę siekam, podsmażam na łyżce oleju, uważając by jej nie przypalić, odstawiam do przestygnięcia.
Wszystkie składniki wkładam do misy malaksera, również ugotowaną fasolę. Miksuję na gładką masę. doprawiam, znów miksuję.
Z otrzymanej masy formuję kotlety, smażę na złoty kolor.
Można też włożyć je do piekarnika na 200 st na jakieś 15-20 min - zależy jaki macie piekarnik;)

Z podanych proporcji wyszło mi 6 średnich kotletów. Wyszły bardzo aromatyczne, wcale nie suche, nie przypominają jednak typowych kotletów PO usmażeniu. Są miękkie, wręcz rozpływają się w ustach, a nawet pod widelcem:) Jak widzicie, nie użyłam mąki i jajka, nie było to konieczne.
Jeśli chcecie, możecie je oprószyć bułką tartą albo otrębami, wówczas nie kleją się tak bardzo, uważam jednak, że nie jest to konieczne.
AAA, nie bójcie się tej pomarańczy z amarantusem, nie jest jakoś specjalnie wyczuwalna:)







Ciao!!

13 marca 2015

kokosowe kuleczki, czyli kokosanki w innej odsłonie

No i tak!!!
Ja nie wiem jak to jest, niby słodyczowa, ciastowa nie jestem, ale na kokos zawsze się połaszczę, zawsze! No uwielbiam, mogłabym się w nim zatracić, czy to kosmetycznie czy w kuchni;p
Jak wpadłam na ten przepis KLIK , wiedziałam, że długo nie poleży w pamięci, tylko rzucę wszystko i polecę do sklepu po mleko skondensowane. I TU się zaczynają schody, BO.....taka niewinna, kokosowa, kochana kuleczka ma na bank MLD kalorii. I co tu zrobić? Ile tego zjeść żeby mieć frajdę, a żeby nie mieć wyrzutów sumienia?? ZeZarłam 4 sztuki. Na razie.............
Pocieszam się, że może w pn stracę choć równowartość jednej kulki na treningu;p
Cóż....pobiadolić CZA, potrenować też, a póki co, zapraszam na posta;)
Przepis jest banalnie prosty, szybki, więc tym bardziej zachęcam do spróbowania. Kuleczki smakują jak typowe kokosanki, choć gdzieś to mleko skondensowane dodaje delikatności, mega słodyczy - nie ma co się oszukiwać;p - aleee aromat migdałowy fajnie TO wszystko przełamuje i po zjedzeniu 2 kulek, jeszcze nie zamula, po 4 już tak :D
Dodatkowo, w środku mieści się migdał, więc ów kokoska jest coś na modłę znanych wszystkim kuleczek, ale oczywiście nie smakują tak samo, nawet nie są podobnie, można by powiedzieć, że NIBY podobnie, bo nie są wypełnione tą dodatkową masą kokosową ;p
Kokosanki są pyszne, fanom kokosowego szaleństwa powinno posmakować, choć tak jak wspomniałam, są słodkie....o zjedzeniu kilkunastu nie ma mowy ;p;p;p



Przygotowanie: około 30 min z pieczeniem
Koszt: 20 zł

Składniki:
220 g wiórek kokosowych
40 g mąki pszennej (TYP 480 u mnie )
175 ml mleka skondensowanego słodzonego/ u mnie 180 ml
migdały - ilość zależna od ilości kulek
łyżeczka aromatu migdałowego / ja dałam niecałą łyżkę


Mąkę przesiewam, łączę z wiórkami, dokładnie mieszam.
Do nich dodaję aromat oraz mleko, dokładnie mieszam.
Z powstałej masy formuję kuleczki wielkości orzecha włoskiego. PROPONUJĘ zwilżyć dłonie letnią wodą, wówczas szybciej formujemy kulki, nie kleją się one, nie "rozwalają". MOŻNA dodać po jednym migdale do środka kulki, co też uczyniłam. Kulki układam koło siebie na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
Wkładam kuleczki do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na około 15 minut, po 10-ciu kontrolować, muszą złapać kolor, ale nie zbrązowieć i uważajcie by ich nie przeciągnąć, będą suche.

*** Aromatu dodałam nieco więcej niż wskazywał przepis, dodałam również nieco więcej mleka, odrobinę, tyle by masa dobrze a zarazem swobodnie się połączyła, a nie była rzadka !!!