No to co? Szybki przegląd lodówki, szafek, pozbierałam co miałam i zrobiłam coś na kształt lazanii, co nie koniecznie nią jest, nie wiem;p
Heh, tak z innej beczki, przeglądając inne blogi...odnoszę wrażenie, że bycie blogerem kulinarnym urosło do jakiegoś karykaturalnego formatu, nie sądzicie? Jakiś taki patos robi się z tego gotowania. Ok, uwielbiam pichcić, no kocham, relaksuję się, resetuję, bawi mnie szukanie nowych smaków, łażenie po sklepach, łowy, etc...Niemniej jednak, robi się z tego gotowania jakiś plebiscyt, nagle wszyscy są znawcami tematu, wszyscy wszystko wiedzą, moralizują, krytykują, lepiej wiedzą bo tak i już.
Ja pewnie się nie znam, bo co ja wiem, ale jak tak czytam co ludzie piszą, to nie wiem czy jestem przerażona czy rozbawiona? Czy tylko ja mam luz, bo robię coś tam po swojemu i nie muszę być Nigellą, no bo jak nie będę, to co wtedy?!
Gia!
Wracając do meritum...
Przygotowanie: około 40 minut
Koszt: 16 zł
Składniki:
makaron rigatoni na dwie osoby
(naczynie żaroodporne mam małe, więc ilość makaronu to rzecz względna)
14 pieczarek
150 g sera mozzarella - startego
opakowanie pomidorów krojonych (kartonik)
sól morska
pieprz zielony
cebula
4 ząbki czosnku
łyżka oleju sezamowego Basso
tłuszcz do smarowania naczynia
kilka oliwek z cytryną JOLCA
1 mały pomidor
Makaron gotuję w lekko osolonej wodzie na al dente. Odcedzam, odstawiam na bok.
Cebulę i czosnek siekam na drobno. W rondelku rozgrzewam olej sojowy, wrzucam cebulę z czosnkiem, smażę chwilę. Wlewam pomidory krojone, doprawiam do smaku solą i pieprzem świeżo zmielonym. Podsmażam jakieś 5-7 minut.
Sos pomidorowy łączę z makaronem, ewentualnie doprawiam.
Pieczarki myję, czyszczę i siekam na plasterki.
Oliwki kroję na pół.
Naczynie smaruję olejem.
Najpierw wkładam makaron, następnie część pieczarek, znów makaron, ugniatam całość łyżką drewnianą, dodaję kolejną porcję pieczarek, posypuję serem, na wierzchu układam pomidora pokrojonego w ćwiartki, nakładam oliwki.
Piekę w 180 stopniach z termoobiegiem 25 minut.
** taak, wiem, zbeszcześciłam rigatoni, ale cóż;p Wyszło wyborne;p
...z pozdrowieniami dla...Kariny;)
hahahaha, a jednak! Są pozdrowienia! Dla mnie! hehe
OdpowiedzUsuńJak dla mnie możesz bezcześcić ten makaron, byleby dobre było :) Jestem najedzona, ale popchnęłabym jeszcze kawałek.
no, są, są...żeby nie było, że nie było;p zapiekanka bardzo smaczna, zwłaszcza, że udało się nie przesadzić z przyprawami;)
UsuńA ja mam nadzieję, że moda na bycie blogerem kulinarnym za jakiś czas minie i dużo osób nagle porzuci internetowe gotowanie. A ja sobie wtedy dalej ze spokojem będę pisać blog o gotowaniu. Bo lubię :P To tytułem komentarza do Twoich przemyśleń. A makaronu daj trochę.
OdpowiedzUsuńano mam tak samo, to całe boom na pichcenie czasem zwyczajnie mnie dziwi, programy kulinarne, gdzie nagle się okazuje, że wszyscy wiedzą jak przygotować homara...ech;)
UsuńCUDOWNA!!!!
OdpowiedzUsuń;D
UsuńJesteś MISTRZYNIĄ IMPROWIZACJI i za to Cię KOCHAM ,danie pyszota!.
OdpowiedzUsuńojjj, jak miło;) pozdrawiam serdecznie;)
UsuńLasagne- uwielbiam! Ale częściej kupuję gotową niż robię w domu. Jakoś tak jak mnie najdzie ochota to nie chce mi się robić- leń:)
OdpowiedzUsuńZa mną też chodzi lazania ale czasu brak, więc zrobię lazania ala ola :)
OdpowiedzUsuńAle cudeńsko zrobiłaś! Wygląda naprawdę imponująco, dla mnie bomba:)
OdpowiedzUsuńTo dotyczy nie tylko blogow kulinarnych.:-/ Uwielbiam Twoje przepisy - sa proste w wykonaniu, niewydziwiane, a wiekszosc skladnikow znajdzie sie w kazdej lodowce/ szafce. Poza tym - jestes dziewczyna, ktora lubi pichcic, a nie wielka ekspertka kulinarna ( nie mam na mysli brak wiedzy)
OdpowiedzUsuńa dziękuję za miłe słowa;*
UsuńKochana zacznę od tego, że masz śliczne nowe zdjęcie :)
OdpowiedzUsuńA ta lazania... mam ślinotok :)
no to się cieszę, że się podoba;)
Usuńwspaniała propozycja!
OdpowiedzUsuńnajprostsze a najlepsze, prawda?:)
UsuńMmm, jestem głodna :) Pysznie wygląda ;)
OdpowiedzUsuńSuper pyszne! Różne smaki się mieszają tworząc jedną kompozycję ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie dania! Pycha :)
OdpowiedzUsuń